czwartek, 26 czerwca 2008

Dryf.

Także wraca się do domu i odgrzewa mięso. Ja wiem, że to całkiem oczywiste, skoro się zgłodniało, ale Maslow wymyślił piramidkę i od czegoś trzeba zacząć, coś jest u podstaw. Bo z kolei czas trzeba dzielić na jakieś fragmenty, bo jak się ma dziewiętnaście lat i pali się stosunkowo niewiele, to można spokojnie przeżyć jeszcze z pół wieku i to jest tak dużo, że łatwo od tego umrzeć, jeśli nic się nie zrobi. Można oczywiście palić więcej, ale można też podzielić na jakieś fragmenty. Ważne jest ale: żeby po zakończeniu jednego fragmentu zaraz rozpocząć następny, choć oczywiście można czasami wcisnąć stop-klatkę i podryfować w pauzie, jednak niech to będzie też jakiś fragment, ten dryf i najlepiej, że nawet jak spontaniczny, to zaplanowany. Bo nie ma nic gorszego jak interwał ciszy, który dopada nagle, bez pukania i inwitacji, bo wtedy to tylko się wraca do domu i odgrzewa mięso.
Przedtem można jeszcze posiedzieć nad rzeką ze znajomymi i trochę pomilczeć w słoneczku i spalić jakiegoś papieroska, ewentualnie dwa, bo coś wypada zrobić z ustami, jak już się nie mówi. I choć słoneczko świeci wybornie, nie wszyscy znajdują w słoneczku przyjaciela i wtedy okazuje się kto naprawdę jest dzisiaj twoim przyjacielem, bo niektórzy sobie idą, widać, że mają jeszcze jakieś fragmenty w perspektywie, a wtedy zostają tylko ci, którzy nie mówią najbardziej i mają własne paczki papierosów, a jeśli dzień okazuje się naprawdę szczęśliwy, to spotykasz swoje lustro, a z nim to można tak siedzieć nad rzeką, aż się ćmirzenie nie skończy, a godziny lecą, zbawienne, jedna za drugą.
Bo to jest całkiem tak, jak ze spotykaniem Filipa Wałka. Że się mieszka na takim nowobogackim osiedlu i się wychodzi na balkon na papierosa po szkole, a tam Filip, bo mieszka naprzeciwko, wychodzi z klatki schodowej. To się zawsze kończy u mnie wspólnym siedzeniem na naszej-klasie, ewentualnie na balkonie, obowiązkowo natomiast kilkoma pilznerami. Siedzi się cicho, łącza między nami mają nawet niezłą przepustowość, nie ma jednak co transferować, toteż jeden drugiego i drugi jednego chwyta całkiem kurczliwie. Widok to taki, że pierwszy siedzi na GG, a drugi na kanapie, tam pisze esemesy i właściwie to nic się nie dzieje, ale coś się już zaczęło jakiś czas temu, w sensie to nasze wspólne chlanie i nie żeby ono było jakieś najlepsze na świecie, przeciwnie, jest dość marne, ale nikt się nie ruszy i go nie przerwie, by zacząć coś nowego, bo żaden nie ma siły na nowe i jak już się w coś wdepnęło, to niech trwa, a co tam. O ile dryf jest dość mocny, to oboje w końcu zaśniemy pijani, w przeciwnym wypadku jeden z nas przerywa stagnację. I wtedy jak już każdy pójdzie spać do siebie, to należy położyć się do łóżka, przykryć kołdrą i zapuścić płytę, żeby muzyka leciała przed snem, bo w końcu ktoś ją nagrał, to jest czyjś głos, po drugiej stronie ktoś się wrył w te plastikowe CD i coś tam z niego zostało, a to zawsze przyjemnie poprzebywać w czyjejś obecności, szczególnie jak się nie ma do kogo otworzyć mordy przed snem.
Ale to wszystko byłoby jeszcze całkiem znośne, można by popaść w miłą apatię przed snem i sobie z łagodną rezygnacją pomyśleć o pustce i filozofii nihilistycznej, a potem nawet wstać rano, opisać swój wydrążony los i spróbować poderwać na to jakąś licealną laskę, jednak gdy tylko myślę o tym w ten sposób, w głowie zaraz odzywa mi się wstrętny głosik, który wszystko psuje. Głosik jest wybitnie wredny i sączy mi do uszka takie wkurwiające myśli, że na przykład to tylko zwykła, trywialna depresja młodzieżowa, typowa dla większości wrażliwych jak membrana nastolatków i jest tak powszechna, że już nudna i cechuje się płytkością kałuży, jest ograna całkiem jak ten idiom płytki jak kałuża. Nastolatki, młodzieżowe, wrażliwość – kpina tych słów rozsadza mi głowę i jest tak niesmaczna, to znaczy mnie jest już tak niesmacznie, że rzygam nimi obficie jakbym miał żółcią całą wannę wypełnić, a potem mam w ustach tak ohydny smak, że zaraz podchodzę do zlewu, biorę szczoteczkę, nakładam pastę, myję zęby trzy razy i postanawiam wypłukać z siebie cały destrukcyjny nastrój i słowa.
I wtedy już nie siedzę, bo z całego tego siedzenia wstaję i.

Brak komentarzy: