czwartek, 26 czerwca 2008

Prześwietlenie atomowe.

Siedzi się. I siedzi.
Chcecie lepszych historii? Ależ panowie, w jakie fabułki wy się bawicie, jakie historyjki wynajdujecie? Ja wiem, że plot muss sein, co najmniej mile widziany, że to się dobrze komponuje, jak są ramy, jak od wydarzenia A do wydarzenia Z, jak w międzyczasie narasta napięcie, jak uwertura ma preludium, interludium i zajebiste nuty, to się komponuje, jak z nut, nowe uniwersa, harmonia i ład antyczne.
Ale kiedy nie tak. Siedzi się w domu. Dom ma dywan i kolorowe tapety, ma kuchnię i sufit, lampy żółkną. Kilka tapczanów, na nich siedzi, się siedzi, za ścianą sąsiedzi, się siedzi, to się widzi, te rzeczy wokół, filiżanki i koszyczki na owoce, się siedzi, to się słyszy, lodówka buczy, szumi komputer, podłoga skrzypi, tata kaszle.
Się siedzi w Kaliszu i po czterech dniach w Kaliszu zna się już wszystkie knajpy. Ludzie wszędzie są, to znaczy tu trochę mniej, ale nieco też. Gra muzyka z odtwarzacza. No co tu więcej. Babunia w kościele skrzeczy dobry Jezu a nasz panie, daj nam wieczne spoczywanie, to potem chłopcy przy ognisku też śpiewają dobry Jezu. Trochę się śmieją, trochę gadają, przedrzeźniają. Znają ludzi, każdy zna ludzi, można o nich porozmawiać.
Siedzi się. Na balkon można wyjść na wspólnego papierosa z przyjacielem, zna się go już pięć lat, już się nie ma o czym mówić, czeka się na swoją kolej, wdycha – wydycha, powietrze – dym. To jest bardzo przyjemny balkon, Camel light i dobra przyjaźń, choć już rzadko stać ją na więcej niż wzajemna kurtuazja: no co ty, tak umiem uczyli mnie na obozie, i co to za wiatr, słabiutki jakieś trzy botforty, po czym poznajesz, po wygięciu gałęzi ale najlepiej poczuć na twarzy, aha, przy siedmiu odwołują regaty i to był najmocniejszy wiatr przy jakim pływałem, i jak było; albo: zawsze chciałem wejść do takich lasów, jak te przy drodze, wiesz że potrafią ciągnąć się przez kilkanaście kilometrów, zawsze sobie wyobrażałem że w takich lasach ukrywali się jacyś partyzanci albo zbiegli więźniowie, tam nie ma żadnych ścieżek ani nic tylko sama ściółka i sarny dziki, tak zupełna cisza poza cywilizacją i człowiekiem.
Ale to nieistotne, że kurtuazja.
Bo właściwie czego chcesz od człowieka? Nie wiem, muszę pomyśleć, chyba tego, żeby mnie zaciekawił i żebym mógł poznać coś nowego dzięki niemu. Instrumentalnie traktujesz, mówię ci, że poglądy to sprawa wtórna, oryginalność też jest względna, każdego podepniesz pod schemat, ważny jest poziom zażyłości, kwestia podobnych częstotliwości, to że w ogóle jest możliwe nadawanie, a że linia mało używana, że nie ma już treści do nadawania, to normalne, tak się dzieje z czasem. O czym ty byś chciał mówić przez pięć lat?
To historia współczesna, o lękach przeczytanych w cudzych książkach. Chłopiec jest bardzo wyrwany z łona, tylko że w brzuchu mamusi dużo czytał literatury i teraz jego samotność jakaś oklepana. Nawet nie żeby się użalał, po prostu się nudzi, bo już mu się tylko toczy utartym łożyskiem, te chandry nastoletnie, te liceów gratyfikacje, absolwenckie miraże i predorosłe deziluzje. I jeszcze te nowobogackie osiedla i puste mieszkania, konsumpcjonizm kapitalistyczny i samotność w bloku, całodobowe i nocne, powroty nad ranem, ucieczki, ucieczki, ależ ile można, ilu już o tym.
Ile można. To się siedzi. Śpi się. I słońce, słoneczko. Przez okienko, przez zasłonki promienie, do mieszkania rano, do wnętrza, meble prześwietla w drewno. Słońce, słoneczko prześwietla twarz, pejzaże, prześwietla się słońce, słoneczko. Prześwietlenie atomowe, materię w atomy prześwietla, atomy, atomy, chłopiec widzi atomy.
To nie tak, że chłopiec jest samotny więc smutny. Chłopiec jedzie do swojej dziewczyny i przytula się do niej i mu lepiej, dziewczyna bardzo kocha jego smutek, bardzo chce mu pomóc, bo smutek jest piękny, taka tragiczna niezgoda, aż się chce tulić i mokre oczy całować, ale ile się można przytulać, ile można, pyta chłopiec, on atomy przytula, to znaczy tak mu się wydaje, ciało przytula, mięso, to jakaś reakcja jest chemiczna, dotyka i lepiej, tak to chyba działa, co z niego za golem, co za.
On się sobą onanizuje przez chwilę. Siedzi i się onanizuje, że siedzi. I że jest golem i że mięso ma w głowie, atomy. O mamo, mamo, co z niego za mózg przebrzydły, onanista-chimeryk, nastoletnia galaretka. Jaka piękna katastrofa, on tak krzyczy jak konia wali.

Brak komentarzy: