czwartek, 26 czerwca 2008

Koniec z tą demonizacją.

Koniec z tą demonizacją. Po nocach śnią mi się tajemnicze persony i z tego wszystkiego już budzę się o drugiej, o trzeciej, o czwartej i muszę siku.
To przecież nie jest tak, że Mikołaj Tajchman to jakiś czysty intelekt, bóg myślenia, mózg z wojowniczych żółwi ninja, wcale nie. Z krwi i kości ma ciało, a nie taką mechaniczną obudowę na głowę, taki klosz elektryczny, który pozwala mu nie srać i nie trawić, chroni przed tym wrażliwe neurony, przeciwnie, on ma właśnie taką własną, typową piramidkę Maslowa, wedle której na początku oddycha, potem je i pije, potem rucha, i dopiero później jakieś potrzeby wyższego rzędu, typu książka, czy rozmowa, ewentualnie intelektualne spółkowanie na wysokościach. Koniec z tą demonizacją.
Koniec z tą demonizacją. Nocami śnią mi się trzy kropki, tajemniczy murzyni w turbanach z szalikami na twarzach, anonimowi gwałciciele codzienności, internetowi zakrzywiacze rzeczywistości. Od tego wszystkiego budzić się nie chce, aż spać się chce i spać, ich obserwować, jak wypisują na cudzych blogach zawoalowane komentarze, jak wdzierają się w cudze życia z pasją i werwą, pełni animuszu kreują swe voyeurowskie sylwetki. I się wszyscy nawzajem podglądają i tylko domyślają szczegółów, więc dopowiadają czego nie widać. I wszyscy są demonami, nie ludźmi. Ale koniec z tym demonizmem. Demonizm to może być we śnie, ale w życiu panowie, to chce się pić i ruchać, ruchać się chce i pić, bo tacy Fryderykowie jak z Pornografii to tylko w czas wojny, w czas załamania wartości, w kryzys kultury na jakimś skraju żyją. A że żyjemy w czasach fali tłumionej, od źródła której daleko i coraz dalej, a ad fontes już tylko takie niemrawe, nieśmiałe – gdy główna tendencja jest taka, by było równo, uczciwie, demokratycznie-socjalnie, zgodnie z nauką Kościoła, po chadecku i zgodnie z ateistycznym humanitaryzmem, jak Camus – toteż nie ma warunków społecznych, by takiego Fryderyka wyhodować. Nietzscheańscy nadludzie, ze świecą was można, całe szczęście, że jest nas niedługo już razem osiem miliardów, to trochę zwiększa populację, ale i tak jeśli was procentowo, to nawet nie są promile.
A zresztą, taki Fryderyk też nie zawsze jest Fryderykiem. Czasem musi się wysrać i jajko zjeść, koniec z tym demonizmem. Nawet nadczłowiek bywa człowiekiem, a Fryderyk nie-Fryderykiem. I odwrotnie, najzwyklejszy Mateusz jak się zakocha może wsiadać w pociąg przed świtem i jechać nad morze, znajdować hotel pośród pięćdziesięciu innych i z włosami przyklejonymi do czoła, bo deszcz padał, odwiedzać ukochaną na trzy godziny i wracać do Poznania przed północą. Czasami ma takie zrywy, czasem trzeba odreagować niedostatki feromonów, bloody damn fluids, właśnie o to się rozchodzi.
I budzą się w niektórych demony, fluidy czynią cuda, czasem organizm jak potrzebuje bardzo, to wyhoduje w sobie takiego małego wariata-demonka, który jest prawdziwy jak McGyver, jak on potrafi z niczego coś wyczarować, z polowego łóżka balistę, ze szkolnego wtorku sanktuarium.
Ja właśnie tych wariatów śnię później, w godzinach nocnych, śródnocnych, we wsi nad ranem, gdy dziki w lasach już śpią, gdy psy kończą szczekać, a ciężarówki przestają jeździć drogami. O tej godzinie, gdy każdy tirowiec znalazł już sobie jakąś panią, a dziki wpieprzyły wszystkie żołędzie na polanie, psy się zmęczyły. Wtedy jest cisza piszcząca, skrzypiąca jak styropian, wiecie, tak w uszach piszczy, gdy już zupełnie nic nie słychać i wtedy słychać właściwie sam nie wiem co słychać, taki pisk, może fale radiowe, może ciśnienie, a może echo wszystkich dźwięków jakie kiedykolwiek były na świecie. Ale teraz, przed świtem, już na świecie nie ma świata i słychać tylko to echo.
Ja wtedy śnię o tych największych zrywach człowieka, o najwspanialszych gwałtach na normalności, o spięciach międzyludzkich, o współczesnych Krzysztofach Kolumbach interakcji, o chemikach chcących wydestylować pierwiastki nowego wzruszenia.
Z tego wszystkiego, z tych snów w sensie, aż się budzę i muszę siku, taki już jestem moczopędny. I schodzę do kibla, i sikam, wciąż jeszcze w półśnie. Kładę się spowrotem, owijam pościelą i jeszcze widzę te spięcia, jeszcze czytam te komentarze trzech kropek na blogach, jeszcze pamiętam ich treść i wciąż jeszcze nie wiem co jest życie, a co sen, co jest echo, a co pościel.
A jak sobie przypominam, to jest koniec z tą demonizacją.

Brak komentarzy: